Byliśmy blisko kończ budowy naszego domu, gdy mąż niespodziewanie stracił pracę. To był cios dla nas wszystkich. Nikt się tego nie spodziewał. Okazało się, że jego firma miała już od dawna problemy finansowe, ale szef walczył do końca. I nie chcąc stracić pracowników, zadłużył się byleby tylko wypłacać na czas pensje. Bardzo dobrze to o nim świadczy, ale nie zmienia faktu że nie mamy za co ukończyć domu. Powiem więcej, nie mamy za co żyć. Mąż postanowił działać szybko. Zadzwonił do kolegi w Irlandii i postanowił wyjechać tam na kilka miesięcy do pracy. Nic mi wcześniej nie mówiąc sprawdził loty do Dublina, nawet wstępnie zarezerwował bilet na samolot. Praktycznie postawił mnie przed faktem dokonanym. Wiedział, że w innym przypadku sprzeciwiłabym się temu pomysłowi. Zawsze uważałam, że rodzina musi być razem na dobre i na złe. Boję się tej rozłąki. Dzieci bardzo potrzebują ojca, a ja potrzebuję męża. Wiem, że jest internet i telefon. Ale to jednak nie to samo co kontakt osobisty. Mam nadzieję, że to wytrzymam.